
Tomasz Sporysz jeździ na wózku inwalidzkim, jednak nie przeszkodziło mu to zostać taksówkarzem. To wyjątkowa sytuacja. Zarówno on sam, jak i firma, która zaproponowała mu pracę, musieli pokonać pewne przeszkody, ale udało się i obie strony, a także klienci młodego taksówkarza są usatysfakcjonowani.
Mało kto – nie licząc artystów – rozpoczyna zawodową karierę w blasku fleszy i zainteresowania mediów, od lokalnych po ogólnopolskie. Tomasz Sporysz musiał temu sprostać, choć jest skromnym, spokojnym człowiekiem.Skąd taka sława i wrzawa? Bo jest jedynym taksówkarzem z taką niesprawnością. Pan Tomasz miał wypadek przed ukończeniem 18 lat. Uszkodzenie kręgosłupa po upadku z wysokości 10 m zmieniło całe jego życie, przestał chodzić. Ale zamiast się poddawać, postanowił odnaleźć się w nowej sytuacji.
– Teraz jest to już o wiele łatwiejsze niż kiedyś. Znikają bariery architektoniczne, a ludzie są bardziej otwarci i pomocni – mówi. Bielszczaninem został za sprawą swej wspanialej – jak podkreśla – żony Anny pochodzącej z naszego miasta. On sam jest rodem z Oświęcimia, najdłużej był mieszkańcem Kęt, ale miał ochotę zamienić je na większe miasto. Przez półtora roku mieszkał w Krakowie.
– Jeśli idzie o udogodnienia dla osób niepełnosprawnych, było bardzo dobrze, ale jednak to za duże miasto, dość męczące. Bielsko-Biała jest nie tylko ładne, ale ma wszystko, czego potrzeba do życia – mówi.
Choć z zawodu jest kucharzem, marzył o tym, by być kierowcą. Prawo jazdy uzyskał 6 lat temu, ale to za mało, by być zawodowym taksówkarzem, a ta praca wydała mu się najodpowiedniejsza. Pozwala dobrze wykorzystać czas, pogodzić pracę z rehabilitacją. Pan Tomasz zaczął rozpytywać w taksówkowych korporacjach i na początku doznał zawodu. Piętrzyły się trudności, firmy go zwodziły i w końcu odmawiały.
Ale trafił na świeżo założoną Okay Taxi i zatelefonował. Prezes zarządu Mariusz Kopytko po pierwsze zaprosił go na spotkanie. Gdy panowie spojrzeli sobie w oczy, zaiskrzyło pozytywnie.
– Jak pani widzi, Tomek to człowiek pełen energii, samozaparcia. Ma wszystkie cechy, których potrzebuje taksówkarz – jest kontaktowy, elokwentny, kulturalny, dobrze ubrany, a to klienci lubią – mówi prezes. – Zarówno ja, jak cały zarząd korporacji od razu, jednogłośnie powiedzieliśmy tak, okay – jeśli nie ma przeszkód prawnych, a nie było, co sprawdził firmowy prawnik, nie widzimy powodu, dla którego by pan Tomasz nie mógł wykonywać tego zawodu. Ale potrzebne były pozytywne wyniki badań psychotechnicznych i zaświadczenie od lekarza z wpisem kierowca taxi. To wymagało od Tomka przejścia wszystkich badań, jakie przechodzą kierowcy w pełni sprawni. I tu pojawiły się problemy, bo urządzenia, na których przeprowadza się badania, są przystosowane do sprawności całego ciała. Tomek ma ręce sprawne, ale nogi nie. Jednak udało się ten problem rozwiązać z pomocą władz Bielska-Białej, prezydenta Jarosława Klimaszewskiego i wiceprezydenta Przemysława Kamińskiego – podkreśla prezes Mariusz Kopytko.
W czasie badań Tomek musiał zaprezentować, jak samodzielnie wsiada i wysiada z auta. Robi to perfekcyjnie. Prezes zapewnia, że Tomasz musiał przejść normalną drogę, jaką przechodzi każdy kandydat na kierowcę korporacji, a więc egzamin z topografii miasta, jazdę z instruktorem, który sprawdza, jak kierowca obsługuje normalne kursy. Kolejną przeszkodą do pokonania było przygotowanie samochodu.
– Uruchomiliśmy naszego dilera, Skodę Korczyk, u którego głównie zaopatrujemy się w samochody. Diler bardzo ładnie się zachował, zaraz do Tomka przyjechał doradca flotowy i skonfigurował dla niego cały pojazd – tłumaczy prezes.
Samochód ma sporo zmian w porównaniu z seryjnym, jest dosłownie szyty na miarę. Trzeba było czekać kilka miesięcy, aż zostanie wyprodukowany. Był to dla Tomasza czas trudny. Czy się uda, czy da radę – mgiełka obaw snuła się w głowie. Ale za dużo już podziało się w tym kierunku, by miało nie udać. Gdy samochód został dostarczony, Tomek przeszedł całodniowe szkolenie, centrala została poinformowana, że będzie pracował nowy kolega. Nadszedł oczekiwany pierwszy dzień samodzielnej pracy.
– Byłem podekscytowany, stres był duży. Pierwszą pasażerką okazała się pani w zaawansowanej ciąży. Jechałem powoli, ostrożnie, by nikomu nic się nie stało, ale wszystko poszło dobrze – wspomina.
O tym, jak jedzie się z Tomkiem, przekonałam się i ja. Tak się zresztą się poznaliśmy. Pan Tomasz prowadził spokojnie, z dużą kulturą, samochodem kierował pewnie, więc każdy pasażer może czuć, że jest w dobrych rękach. Tomasz jest otwarty na miłą rozmowę, chętnie tłumaczy na przykład, co oznacza czerwona naklejka i puszka – skarbonka.
– Zbieramy wolne datki od pasażerów na Psią Ekipę. Ta fundacja świetnie opiekuje się zwierzątkami w potrzebie, dlatego ją wspieramy. Ja też mam pieska. Suczka miała być rasowa, ale nie jest taka do końca. Nie szkodzi, jest świetna – mówi.
Trzeba przyznać, że firma nie tylko przyjęła pana Tomka z otwartymi ramionami, ale szczególnie dba o jego bezpieczeństwo i pomaga tam, gdzie to konieczne.
– Przyjęliśmy system, również dla bezpieczeństwa wszystkich naszych taksówkarzy, że ochraniają się nawzajem. Mają ciche alarmy i jeśli któryś potrzebuje wsparcia, w ciągu kilku minut jest koło niego kilka innych biało-czerwonych samochodów korporacji. Auto Tomasza jest dodatkowo oznaczone paskiem niebieskiej folii odblaskowej, a koledzy znają jego specjalny numer i ten ma pierwszeństwo w reagowaniu na wezwanie. A sytuacje bywają różne. Klienci z promilami czasem są trudni. Na przykład zasną i nie sposób ich dobudzić. Tomasz wtedy może wezwać pomoc. To oczywiście sporadyczne sytuacje, ale nie da się ich wykluczyć – mówi prezes Okay Taxi.
– A pasażerowie? Jak reagują? – dopytuję. – Przeważnie mili, a nawet gdy mają zły humor, to umiem ich rozweselić. Jest dobrze. Niektórzy pytają, co za urządzenia mam w aucie, wtedy tłumaczę. Nie sprawia mi to problemu, że mówię o swej niepełnosprawności. Chcę, by ludzie traktowali mnie jak normalnego, zdrowego człowieka. Bo ja sobie świetnie radzę – podkreśla.
– O tak, już się nauczyliśmy, by mu zbytnio nie pomagać, bo się złości – śmieje się prezes. Tomasz Sporysz jest partnerem korporacji, nie etatowym pracownikiem. – Mamy dwa typy taksówkarzy, partnerów i pracowników. Tomek jako samodzielny partner ma więcej swobody: pracuje kiedy chce i ile chce – mówi Mariusz Kopytko, podkreślając, że przyjęcie Tomasza do firmy przyniosło jej samej dużo dobrego. – Dzięki niemu wszyscy się rozwinęliśmy, inaczej patrzymy na osoby niepełnosprawne. Wiemy, że osobę niepełnosprawną trzeba traktować normalnie, jak każdego innego człowieka – podkreśla prezes.
– Wcześniej, w Krakowie, współpracowałem z fundacją dla osób na wózkach, więc teraz miałem taki pomysł, aby nauczyć wszystkich kolegów, jak obchodzić się z osobą niepełnosprawną – mówi pan Tomasz. Zdarza się, że klient zamawia taksówkę dla osoby na wózku, a taksówkarz ma z takim urządzeniem do czynienia pierwszy raz. – Ważna jest technika przesiadania się z wózka do auta. Trzeba wiedzieć, jak pomóc osobie na wózku, jak taki wózek się składa. Gdy korzystałem z taksówek jako pasażer, to parę razy bym wylądował na ziemi – mówi Tomasz.
– Dzięki Tomkowi będziemy mieć przeszkolonych wszystkich pracowników, teraz mamy tylko kilku po kursach pomocy medycznej – nie kryje zadowolenia prezes. – Gdy zrobiło się wokół Tomka głośno, wiele osób chciało zamówić u niego kurs bezpośrednio. Ale on kontaktuje się tylko przez centralę, taki mamy system. Ale to zainteresowanie, to bardzo pozytywny sygnał i świetny początek pracy Tomka w firmie. Duży rozgłos sprawił, że z całej Polski przychodzą do niego pytania od innych osób, jak to zrobił, że może ten zawód wykonywać – dodaje.
Oprócz pasji, jaką jest motoryzacja i kierowanie samochodem, hobby Tomasza to muzyka rockowa. Zbiera czarne płyty winylowe z polskim rockiem i nie tylko. Od chwili, gdy może pracować i zarabiać na swe potrzeby, gdy nie musi już czekać na socjalną rentę, poczuł się naprawdę dobrze. Jest samodzielny i potrafi na siebie zapracować. To najważniejsze. A przecież zaczął ze swą żoną nowy rozdział życia, kupili mieszkanie na Złotych Łanach, musi spłacać kredyt. Życzymy mu przede wszystkim dużo dobrego zdrowia i sympatycznych pasażerów.
Katarzyna Kucybała