Powspominali kino Wanda

Na zdjęciu stojący ludzie fot. Książnica Beskidzka

O tym, jak kino miejskie w Białej stało się kinem Wanda, opowiadał 11 maja w Książnicy Beskidzkiej - podczas spotkania z cyklu Historii czar - historyk i dziennikarz Jacek Kachel.


Na wykład pt. Jak Kino Miejskie w Białej stało się kinem Wanda. Początki sztuki filmowej w Bielsku i Białej licznie przybyli mieszkańcy miasta, wśród których byli również prezydent Jarosław Klimaszewski i radna Rady Miejskiej w Bielsku-Białej Urszula Szabla. 

- Kino jak pałac i aparat Edisona do wyświetlania filmów dźwiękowych oraz tysiące wzruszeń to niewymierny, ale trwały ślad w pamięci wcześniej urodzonych mieszkańców miasta, którzy z rozrzewnieniem wspominają kino miejskie w Białej, z czasem nazwane kinem Wanda – mówił Jacek Kachel. 

Historyk opowiadał, że pokazy filmowe, a następnie regularne seanse dosyć wcześnie przywędrowały do naszego regionu. Prekursorem kina w Bielsku był niejaki Adolf Zenker, który swój filmowy biznes prowadził w Hotelu Kaiserhof (obecnie Hotel President). Jednak jego działalność nie spotykała się z aprobatą władz Bielska - oficjalnym powodem był zarzuty o szerzenie zgorszenia, nieoficjalnie zaś burmistrzowi i rajcom nie podobało się to, że kino Zenkera było konkurencją dla dotowanego przez magistrat Bielska teatru miejskiego. 
W tych okolicznościach Zenker postanowił poszukać bardziej sprzyjającego miejsca na kinową działalność za rzeką Białą. Zaintrygowani rajcy z Białej pomysł podchwycili, ale zdecydowali się go zrealizować samodzielnie. Samorząd Białej i podjął starania o koncesję na prowadzenie kina. Nie czynił tego z miłości dla X muzy, lecz dla... podreperowania kasy miejskiej. 
- W owym czasie kino uważano, za kurę znoszącą złote jaja. Konstrukcja finansowa tej inwestycji była, przynajmniej teoretycznie, bardzo prosta. Najpierw wykładamy środki, w tym również z te przegródki na tzw. pomoc społeczną, a potem całe zyski przekazujemy na pomoc społeczną i edukację dzieci - mówił Kachel. 

Na zdjęciu plakat


Historyk zrelacjonował etapy rozwoju kina na terenie dwumiasta. Zaprezentował archiwalne filmy i dotąd nie pokazywane projekty architektoniczne budynku kina nadesłane na konkurs zorganizowany przez samorząd Białej, przypomniał perypetie związane z budową.

 

Intensywne prace trwały kilka miesięcy, wreszcie 12 października 1913 roku dokonano uroczystego otwarcia. Historyk cytował relację prasową z tego wydarzenia: 
Budynek kina, tak z zewnątrz, jak i wewnątrz, jest jedną z najelegantszych i najpiękniejszych budowli tego rodzaju w całej monarchii i pod architektonicznym względem tworzy prawdziwą ozdobę miasta. Wygląda jak mały zameczek z nader ujmującą fasadą i przy całej przestronności jest niezwykle drobny. Projekt dostarczył pan architekt Artur Corazza z Igławy. Sala jest wysoka, zaopatrzona w sufit z nowoczesnym oświetleniem, podczas gdy na ścianach umocowane zostały nieduże lampy. W sumie dostępnych jest równo 550 miejsc siedzących, dalej 6 lóż na ścianach głównego wejścia i 8 lóż bocznych. Na widownię prowadzi gustownie utrzymany westybul. Koszty budowy opiewają na około 200.000 Koron. 

Na zdjęciu kamienica

Już w listopadzie 1913 roku nowe kino w Białej zostało wyposażone w najnowszy aparat Edisona do wyświetlania filmów również dźwiękowych.  
- To była zupełna nowość. Jak to bywa z prototypami, na początku w nielicznych w tym czasie filmach dźwiękowych obraz rozjeżdżał się z głosem, wywołując wesołe sytuacje - opowiadał Jacek Kachel

Z entuzjastycznym przyjęciem spotkał się wyświetlany w miejskim kinie film pt. Johann Strauss nad pięknym, modrym Dunajem. Można w nim było zobaczyć sopranistkę Selmę Kurz - primadonnę Opery Wiedeńskiej, pochodzącą z bialskiej rodziny żydowskiej. 

Historyk wspomniał też filmowo-obyczajowy skandal, do którego doszło w mieście. Oto niejaki pan L., pracujący dla firm zajmujących się produkcją filmów, pod nieobecność żony zaprosił kolegów na męską imprezę. Aby nie było zbyt nudno, panowie zaprosili na ową kolacyjkę dwie damy. 
Po kolacyi, zakrapianej obficie trunkami, uprzejmy gospodarz zaproponował gościom utrwalenie miłego wieczoru na filmie kinematograficznym. Goście chętnie zgodzili się na ów projekt. W dwa dni po festivalu wszyscy uczestnicy jego znowu zebrali się w mieszkaniu, gdzie p. L. zademonstrował na ekranie całe widowisko, którego aktorami byli przed dwoma dniami obecni widzowie. Całe towarzystwo ogromnie się bawiło, wspominając niektóre szczegóły festivalu. 

- Można by zakończyć w tym miejscu tę historię i tak pewnie chcieliby uczestnicy tej kolacji. Jednak życie napisało ciekawszy scenariusz. Pan L. musiał wyjechać w sprawach zawodowych za granicę. Pod jego nieobecność w dniu urodzin najstarszej córki jego żona zaprosiła liczne grono gości - mówił Kachel. 
Wieczorem pani L., na prośbę dzieci, urządziła im widowisko kinematograficzne. Przez zbieg okoliczności wyjmując z biurka mężowskiego filmy do kinematografu, trafiła właśnie na tę, która uwieczniła opisany powyżej festiwal. Gospodyni z gośćmi usiadła w salonie, demonstrator lokaj zgasił światło i zaczęło się widowisko. Łatwo zrozumieć przerażenie i osłupienie samej pani domu i jej dorosłych gości, poznających na ekranie własnych mężów w towarzystwie dam. Przeciwnie, dzieci były ogromnie rozradowane, poznawszy swych ojców w towarzystwie pięknych pań. Gospodyni w osłupieniu nie była w stanie przemówić ani słowa, a niczego nie podejrzewający lokaj demonstrował obraz do końca, ujawniając wciąż nowe szczegóły festivalu. W grobowym milczeniu rozeszły się damy po skończonym seansie mimo protestów dzieci, które domagały się powtórzenia widowiska raz jeszcze
- Takie to były historie, które równie dobrze mogłaby się zdarzyć dzisiaj, a zdarzyły się naszym przodkom w 1912 roku - podsumował Kachel. 

Wspaniałe kino w Białej, chociaż piękne i świetne wyświetlało filmy, to jednak kokosów nie przyniosło. Wojny bałkańskie, a potem I wojna światowa ograniczyła możliwości kinematografu. Kiedy wydawało się, że lokalny świat podnosi się z pożogi wojny, przyszedł czas wielkiego kryzysu. Totalne bezrobocie i bieda odcisnęło piękno na kondycji finansowej tej instytucji. Pojawiły się konkurencyjne kina Apollo i Rialto. 
Po II wojnie światowej kino w Białej przeszło rewolucję, która ostatecznie doprowadziła do jego unicestwienia. Najpierw zamieniono mu nazwę na Wanda. Oczywiście miało to mieć wydźwięk propagandowy, bo to wiadomo - Wanda Niemca nie chciała, a po wojnie o Niemcach można było pisać tylko źle i z małej litery. 
Kino nie miało szczęścia. Na domiar złego na jaw wyszły oszczędności ojców założycieli. Rezygnacja w trakcie budowy z klasycznego fundamentu na rzecz wysokiej podmurówki, połączona z wilgocią od przebywającego obok potoku Niwka sprawiały, że budynek popadał w ruinę. Prowadzone przez całe lata 60. XX wieku pozorne remonty dopełniły dzieła. To wtedy kino pracowało po kilka tygodni w roku, a w pozostałym czasie było zamknięte.

Na zdjęciu plakat
Foto ze zbiorów Wiesława Dziubka 

Czas agonii nastąpił na początku lat 70. Postanowiono wówczas nie remontować obiektu, lecz rozebrać go i poskładać na nowo w rejonie dzisiejszej dzielnicy Złote Łany, gdzie planowano budowę osiedli robotniczych, aby pełnił funkcję domu kultury. 
Niestety, plan udał się częściowo. Kino rozebrano tak skutecznie, że nie było z czego poskładać go na nowo. 
- Dzisiaj młodzi nie wiedzą, że w ogóle istniało takie kino. Wcześniej urodzeni patrzą na zdjęcia tego obiektu z perspektywy swojej pierwszej randki lub wyciśniętej podczas melodramatu łzy. I taka właśnie jest magia kina..., trwa pomimo tego, że kina już dawno nie ma – podsumował Jacek Kachel. 

Organizatorem cyklu spotkań Historii czar jest Stowarzyszenie Wspólnota Samorządowa BB. Następne spotkanie z tego cyklu odbędzie się w Książnicy Beskidzkiej 22 czerwca, a historyk będzie mówił o Kamienicy pod Żabami, ewangelikach z Białej, placu Wojska Polskiego i o związkach Witkacego z Białą. 


 

Na zdjęciu stojący ludzie

 

Na zdjęciu stojący ludzie

 

Na zdjęciu stojący ludzie

 

Na zdjęciu stojący ludzie