Mecz na szczycie

na zdjęciu dwaj zawodnicy podczas walki o piłkę fot. Paweł Mruczek

Rozegrany 23 października w Gliwicach mecz tamtejszego Piasta Gliwice z Rekordem Bielsko-Biała był świetną promocją futsalu w krajowym wydaniu.

Cały komentarz do wydarzeń z pierwszej połowy meczu można śmiało zamknąć jednym słowem – jakość! Taki futsal, grę toczoną w szybkim tempie i na takim poziomie techniki oraz taktyki - nieczęsto ogląda się na krajowych parkietach. Od kilku lat wyznacznikiem kierunków, trendów w polskim futsalu jest mistrzowska ekipa Rekordu, która tym razem natrafiła na wyjątkowo zmotywowanego i mocnego rywala.

Owszem, zdarzały się bielszczanom ligowe czy pucharowe porażki na przestrzeni minionych sezonów, ale wtedy w głównej mierze sami Rekordziści prokurowali przegraną słabszą dyspozycją. Tym razem, nie dość że nie poddali się presji rywali, to jeszcze włączyli na dystansie meczu najwłaściwszy z elementów – koncentrację. A bynajmniej w tym elemencie na starcie dobrze nie było…

Do konkretów to już chyba taka mało chlubna tradycja, że biało-zieloni rozpoczynają spotkanie rozkojarzeni, bez typowej pewności swoich poczynań. Już w 1. minucie z żółtym kolorem kartki zaznajomił się Artur Popławski. Niedługo później po stracie piłki Michała Kubika strzał Sebastiana Szadurskiego wybornie obronił Bartłomiej Nawrat. Jednak po cokolwiek chaotycznym zachowaniu Rekordzistów po rzucie rożnym golkiper gości skapitulował przy uderzeniu zza linii pola karnego Gustavo Henrique. 
Futsalowcy lidera Statscore Futsal Ekstraklasa nie kazali długo czekać na ripostę. Do wyrównania doprowadził mocnym uderzeniem z rzutu wolnego A. Popławski, przy którego udziale padł również drugi gol dla Rekordu. Zaskakujący strzał Popiego zdołał sparować Michał Widuch, ale wobec efektownej poprawki M. Kubika był już bezradny.

Do końcowej syreny obserwowaliśmy w pierwszej odsłonie wymianę ciosów. Warto wymienić okazje Michała Marka oraz Alexa Viany (słupek!) z jednej strony oraz szanse Dominika Soleckiego pod koniec pierwszej części. Z wielu spięć zrodził się tylko jeden gol. Mateusz Mrowiec wykazał się nie lada sprytem, na raty pokonując B. Nawrata.

Remisowy rezultat nie zadowalał żadnej ze stron, co było widoczne po przerwie i grze nadal nacechowanej akcentami ofensywnymi. Jednakże z upływem minut okazało się, że gliwiczanie nie byli w stanie dotrzymać kroku przyjezdnym w tak dynamiczniej, momentami żywiołowej grze. Co więcej, druga część meczu ujawniła w jak dużym stopniu postawa gliwiczan zależna jest od dyspozycji Rodrigo Dasaieva. Praktycznie każda z groźniejszych akcji Piasta w drugiej odsłonie musiała mieć stempel Brazylijczyka, który – jak boiskowi partnerzy – miał prawo do zmęczenia.

Rekordziści nie byli aż tak zależni od formy pojedynczego zawodnika. Dowód? Najlepszy z możliwych - gol rozstrzygający o zwycięstwie. Mieli w tym meczu swoje lepsze i słabsze momenty Paweł Budniak z Kamilem Surmiakiem, ale to właśnie ten duet, ich akcja zdecydowała o końcowym wyniku. Niby nic, prozaiczne zagranie z autu Magica, przyjęcie piłki w polu karnym i strzał z powietrza Surmiego, ułamek sekundy, a przyjemność oglądania na długie minuty. A trzy punkty w tabeli… na stałe.

Całkiem innym aspektem spotkania były niesztampowe rozwiązania taktyczne i personalne szkoleniowców Piasta i Rekordu - Orlando Duarte i Andrzeja Szłapy, w obu przypadkach wyśmienite. Który z trenerów wyszedł zwycięsko z pojedynku..., pokazał wynik spotkania Piast Gliwice – Rekord Bielsko-Biała 2:3 (2:2), niemniej szacunek należy się obu panom.

Piast Gliwice – Rekord Bielsko-Biała 2:3 (2:2)
1:0 Gustavo Henrique (3. min.)
1:1 Popławski (5. min., z rzutu wolnego)
1:2 Kubik (7. min.)
2:2 Mrowiec (13. min.)
2:3 Surmiak (29. min.)

Rekord: Nawrat – Popławski, Kubik, Budniak, Marek, Korpela, Matheus, Alex Viana, Surmiak, Bernardo, Hutyra, Twarkowski, Burzej
 

materiały klubu