Koncert Miroki Parisa, fot. archiwum Bielskiego Centrum Kultury
Po 9 miesiącach pandemicznej przerwy do Bielskiego Centrum Kultury powrócił koncertowy cykl Siesta w drodze. 28 czerwca na scenie BCK po raz kolejny pojawił się pochodzący z Wysp Zielonego Przylądka instrumentalista Miroca Paris, jednak tym razem nie jako muzyk zespołu, ale lider własnego projektu. Jak zwykle bywa przy okazji tego muzycznego cyklu, artysta zauroczył publiczność BCK.
- To już 9 miesięcy minęło, jak nas tu nie było… Toż to w tym czasie dzieci mogły się począć i narodzić – mówił ze sceny BCK twórca Siesty w drodze, dziennikarz i producent muzyczny Marcin Kydryński. – Mam nadzieję, że państwo cieszycie się z tego spotkania, bo my w Bielsku-Białej czujemy się jak w domu – zwrócił się do publiczności, przypominając jednocześnie, że Miroca Paris wielokrotnie gościł na bielskiej scenie jak członek zespołów innych artystów, a teraz przyjechał z własnym projektem. Nazwał go królem rytmu, który znalazł swoją muzykę. Marcin Kydryński nawiązał również do ubiegłotygodniowych spotkań muzycznych z wielkim nowoorleańskim trębaczem Wyntonem Marsalisem (Nie wiem jakie salta musielibyśmy tu wyczyniać, żeby przyćmić tamte koncerty).
Po chwili na scenie pojawił się zespół złożony z dwóch gitarzystów, perkusisty i ślicznej trębaczki i tanecznym krokiem wszedł Miroca Paris z gitarą. Muzyk od razu nawiązał świetny kontakt z publicznością, a ciepła, pełna słońca, radości, choć może zaprawiona odrobiną melancholii muzyka urzekła siestową publiczność. Artysta przyznał, że przez 5 lat z przerwami powracał do Polski, występując w koncertowych trasach; mieszkał wtedy w Poznaniu. Przedstawił piosenki ze swojej solowej płyty D’alma, przypominał trasy koncertowe z Madonną – zaśpiewał też piosenkę skomponowaną wtedy na jednej z gitar Madonny – a także oddał hołd wspaniałej pieśniarce z Wysp Zielonego Przylądka, Cesarii Evorze, z którą występował przez lata. Rozkołysał całą widownię BCK.
wag
